Papież także potrzebuje nauki i powrotu do źródeł. W tym roku Franciszek uczestniczył w rekolekcjach prowadzonych przez włoskiego zakonnika, serwitę Ermesa Ronchiego. Powiedział on między innymi:
Bardzo długo Kościół głosił wiarę ulepioną z lęku. Wszystko obracało się wokół paradygmatu winy i kary, zamiast paradygmatu rozwoju i pełni. […] Z lęku rodzi się chrześcijaństwo smutne, Bóg bez radości. Wyzwolić z lęku oznacza działać aktywnie, by usunąć ten całun lęku, którym pokryte jest serce tak wielu ludzi: lęku przed innym, lęku przed obcym. Przejść od wrogości, która może być również instynktowna, do gościnności, od ksenofobii do filoksenii, miłości obcych. Wyzwolić wiernych z lęku przed Bogiem, tak jak czynili to w całej świętej historii Jego aniołowie
Problemy, o których mówił Ronchi, nie należą do przeszłości. Co roku tysiące ludzi obojętnieją wobec wiary albo wręcz odchodzą od niej, gdyż Kościół kojarzy im się przede wszystkim z ograniczeniem wolności i z lękiem. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa miliony ludzi przyjmowały chrzest, ponieważ postrzegali wiarę jako wyzwolenie. Potem jednak stało się coś niepokojącego – i dziś wielu ludzi widzi w Kościele jedynie siłę zniewolenia, przymusu moralnego. Polaków, jak się wydaje, dotyczy to w szczególności. W czasach komunizmu Kościół był postrzegany jako obrońca wolności. Przez ostatnie lata coraz częściej pojawiały się opinie, że jest dla niej zagrożeniem. Przed próbami ograniczania wolności ostrzegał w latach 90. Tischner, jednak problem wydaje się aktualny.
Relacje między wiarą i wolnością były wiodącym tematem X Zjazdu Gnieźnieńskiego. Podczas Zjazdu mówiliśmy o „Europie nowych początków”. Jednak nie ma nowego początku bez dopływu siły i informacji z zewnątrz. Życie, które zdaje się zanikać w Europie – pulsuje w krajach Afryki, Ameryki Południowej i Azji. Chyba dlatego tyle energii i entuzjazmu wniósł referat gościa specjalnego z Filipin – kardynała Antonio Luisa Taglego.
Posłuszeństwo i szacunek
Tagle to drobny, energiczny Azjata. Mówi wysokim, ale mocnym i dźwięcznym głosem. Dużo gestykuluje. Niektórzy mówią, że jest jedynym człowiekiem, który potrafi rozśmieszyć Benedykta XVI. Faktycznie, dobry humor arcybiskupa Manili szybko udzielił się uczestnikom. Ale Tagle, urzędnik ważnych kościelnych instytucji, w tym przewodniczący
Caritas Internationalis, mówił o sprawach poważnych – przede wszystkim o fałszywych pojęciach wolności.
Jak wyzwala wiara? Można powiedzieć, że w sposób paradoksalny. Tagle koncentruje się na Chrystusie, wołającym do Ojca głośno i z płaczem. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic bardziej odległego od wolności. Czy to wolność? A może niewolnictwo? Czy zanoszenie modłów z płaczem to wolność? A jednak ostatecznie to Chrystus okazał się wolny w obliczu śmierci i ta Jego wolność udzieliła się wszystkim tym, którzy tak masowo przyjmowali chrzest w pierwszych latach chrześcijaństwa. Są bowiem dwie wolności – jedna pochodzi z szacunku i przyjmowania tego, co przynosi rzeczywistość, a druga – z próby manipulacji rzeczywistością, kontrolowania jej. Ta druga wolność – wskazuje Tagle – jest fałszywa.
Tylko bowiem przyjęcie rzeczywistości, razem z cierpieniem, złem, słabością, tym, co brzydkie i nieprzyjemne – może prowadzić do empatii i miłości. Człowiek, który nie kocha, nie jest wolny. Wolność to brak przeszkód, a człowiekowi, który nie kocha, coś przeszkadza. Przeszkadza mu drugi człowiek, świat, własne ciało, własna słabość. Przyjęcie własnego życia wraz ze wszystkim, co trudne, budzi w nas – jak mówi Tagle – wolność do współodczuwania. Wtedy przestajemy być sędziami, a możemy stać się braćmi. Także w tym, co słabe i nędzne.
Interesujące jest to, że mówiąc o przyjmowaniu rzeczywistości przez Chrystusa i o oddaniu Ojcu, Tagle rzadziej używał słowa „posłuszeństwo” (obedience), a częściej słowa „szacunek” (reverence). Czym innym jest bowiem ślepe posłuszeństwo, ignorujące serce człowieka i jego potrzeby, a czym innym szacunek, który właśnie z tego serca płynie. Który jest naturalnym, pierwotnym wręcz pokłonem przed tym, co większe. Pokłonem niezależnym od wiary – zna to uczucie każdy, kto po długiej wspinaczce stanął przed zapierającym dech widokiem z wysokiej góry.
Billboardy czy miłość?
W rozważaniach nad fałszywą i prawdziwą wolnością Tagle cytuje angielskiego filozofa Simona Critchleya, który w swoim Świątecznym kazaniu zastanawiał się nad kuszeniem Chrystusa. Oto Zły próbuje zwieść Mesjasza obietnicą fałszywej wolności. Taką właśnie fałszywą wolnością jest przemiana kamieni w chleb czy możliwość sprawowania władzy nad całą ziemią.
Są to obietnice bardzo kuszące przede wszystkim dla polityków. Kto da ludziom fałszywą obietnicę bogactwa – zdobędzie z łatwością elektorat. Ale – przyznajmy – także Kościołowi pokusy te nie są obce. Jak wrócić do masowego chrześcijaństwa? Jaki plan wdrożyć, żeby ludzie przychodzili do Kościoła? Jak Kościół powinien zdobywać wpływ w ważnych instytucjach? Jeśli będziemy mieli władzę, billboardy, narzędzia promocji – będziemy mogli nakłonić ludzi, by chodzili do Kościoła. Chrystus odrzuca jednak taką wizję.
Wolność w tej fałszywej perspektywie postrzegana jest instrumentalnie. Ogranicza się do odpowiedzi na pragnienia, do zaspokajania ich. Ale skutkiem ubocznym tej odpowiedzi jest ciągłe namnażanie pragnień. Nie da się – przynajmniej w masowej skali – poprzestać na samym chlebie. Ostatecznie mnożenie pragnień prowadzi – mówi Tagle za Critchleyem – do hedonizmu i duchowego samobójstwa. Pozornie nas łączy, a w rzeczywistości najbardziej dzieli. Wolność utylitarna staje się diaboliczna. Także władza i dostęp do zasobów nie zapewniają prawdziwej wolności. Kościół może rozwijać nowoczesne środki promocji i perswazji, by nakłonić ludzi do przychodzenia na msze, ale istnieje niebezpieczeństwo, że za takim myśleniem kryje się ego i jego dążenie do skuteczności za wszelką cenę.
Tymczasem Jezus nie poddaje się kuszeniu, jeszcze bardziej umacniając swoje zaufanie. Wie bowiem, że to nie przez efektywność i skuteczność realizacji projektów rozprzestrzenia się wolność, ale przez więź; słowem – przez miłość. Tagle podkreśla, że bardzo istotny dla tej więzi jest chrzest – doświadczenie „wejścia w chaotyczne wody śmierci” i narodzenie się na nowo. Chrzest ma więc być przeżyciem mistycznym, które całkowicie przemienia człowieka. Filipiński kardynał niepokoi się jednak, że nawet w chrześcijańskiej Azji coraz częściej staje się on tylko obrzędem kulturowym. Tymczasem tylko bezpośrednie doświadczenie Boga może nas rozpalić – i wtedy ten ogień będzie się rozprzestrzeniał. Nie programy, agendy, projekty, spotkania, ale spotkanie z drugim daje nam możliwość przekazania wiary – mówi Tagle. Ludzie są zmęczeni ciężką pracą, biedą, rozpaczą, smutkiem. Istnieje olbrzymia przestrzeń działania – możemy tych ludzi przyciągnąć pięknem i radością. Ale – kardynał z Azji zadaje tu pytanie biskupom, księżom i świeckim – czy sami wyglądamy na szczęśliwych i rozradowanych?
Z tym pytaniem arcybiskup Manili zostawia nas. Zostajemy z poczuciem wielkiej mocy (przekazywanej także przez sam sposób mówienia i osobistą, promieniującą siłę Taglego), ale i z pewnym niedosytem. Ja sam po tym fascynującym spotkaniu z Taglem zadaję sobie wiele pytań. Nadal nie wiem, dlaczego jedni chrześcijanie faktycznie głęboko doświadczają tego płomienia miłości i radości, i mogą nieść go dalej – a inni pozostają w swojej rozpaczy, smutku i utylitaryzmie. Nadal nie wiem, dlaczego dla jednych chrzest jest głębokim i przemieniającym doświadczeniem – a dla innych jest tylko kulturowym zwyczajem, choć jedni i drudzy mają dobre intencje. Nadal nie wiem, w jakim stopniu powinniśmy jednak jako Kościół używać „środków bogatych”, realizować te wszystkie – przecież niby dobre – projekty, przedsięwzięcia i agendy, a w jakim stopniu powinniśmy pozbyć się tego sztafażu. Ale może dobrze, że Tagle nie odpowiedział na wszystkie pytania. Jak mawiał Tischner – po to Bóg dał nam rozum, żebyśmy myśleli…