A piękno świeci w ciemności to zapis nietypowej rozmowy – między rzymskokatolickim biskupem będącym jednocześnie historykiem sztuki a świecką redaktor („Więzi” i internetowego „Dywizu”) i dziennikarką znaną z odważnego łączenia sfer sacrum i profanum.
Ale i biskup Michał Janocha lubi godzić różne aspekty rzeczywistości, te sobie bliskie i te pozornie sprzeczne, i łączyć różne tradycje, także te zazwyczaj sobie przeciwstawiane. Zanim je jednak pogodzi – rozróżnia (chciałoby się dodać: po dominikańsku). W dialogu z Ewą Kiedio warszawski biskup pomocniczy precyzyjnie wyznacza więc granicę między, na przykład, sztuką sakralną i religijną (pierwsza służy kultowi, druga tylko porusza tematy religijne), szuka ogólnych różnic między wschodnim i zachodnim chrześcijaństwem (Wschód to ponadczasowość i nieustanne skupienie na pierwotnym źródle i ostatecznym celu; Zachód to wejście w historię, adaptacja do aktualnej sytuacji społecznej i jej współkształtowanie), przeciwstawia sobie malarstwo abstrakcyjne i figuratywne (dowiadujemy się przy tym, że ikona posiada co prawda oba składniki, ale jej abstrakcyjność – choć fascynowała artystów awangardy – jest w rzeczywistości wtórna wobec jej figuratywnego antropocentryzmu), przywołuje rozróżnienie Paula Tillicha na kulturę teonomiczną i autonomiczną (pierwsza jest silnie skonwencjonalizowana, ale „w tej konwencjonalizacji za każdym symbolem kryje się bardzo głęboka treść”, druga „odznacza się dużą swobodą formalną […], za tymi formami nie ma już jednak tak głębokiej treści”). Mówi o apofatyzmie (teologii/duchowości unikającej pozytywnych opisów i obrazów Boga) i katafatyzmie (teologii/duchowości dopuszczającej takie pozytywne opisy i obrazy), wspomina o słusznym lęku przed idolatrią i równie słusznym kulcie obrazów. Biskup Janocha rozróżnia także sacrum i profanum:
Chrześcijańscy zwolennicy radykalnego usunięcia podziału na sacrum i profanum zapominają, że wśród wszystkich ksiąg świata tylko jedna pozostaje święta, a wśród wielkiej liczby chlebów tylko jeden jest święty.
A jednak pomimo tych wszystkich, i wielu innych rozróżnień, jego wizja świata, Kościoła i sztuki jest bardzo pojemna i ekumeniczna. Jest w niej miejsce na sacrum i profanum, na obraz i ostrożność wobec niego, na wszystkie epoki i rozmaite style, na Wschód i Zachód („dwa płuca chrześcijaństwa”), na sztukę sakralną i sztukę niereligijną (wszak artysta-niechrześcijanin nierzadko odgrywa Norwidowską rolę „kapłana bezwiednego”). „Moja dusza jest prawosławna – mówił biskup Janocha po uroczystości nadania sakry w 2015 roku – pozostając katolicką i wierną Stolicy Świętej”. Do tego można dodać fragment z tego wywiadu:
Wielka sztuka daje temu [tj. „sakralnemu odczuciu rzeczywistości przenikniętej Bogiem”] świadectwo niezależnie od tematu, jaki podejmuje.
Ten uniwersalizm – przy jednoczesnych wyraźnych rozróżnieniach – jest uniwersalizmem prawdziwie chrześcijańskim, odbiciem uniwersalizmu Chrystusa, o którym biskup Janocha mówi, używając sugestywnego obrazu:
Tak jak Chrystus na kopułach cerkwi błogosławi nam wszystkim: i tym, co na Niego patrzą, i tym, co nie patrzą, tym, którzy wierzą, i tym, którzy nie wierzą.
Chrystus błogosławiący wszystkim z kopuły cerkwi to obraz zarazem uniwersalistyczny i chrystocentryczny – bo choć błogosławi wszystkim, to jednak właśnie On, a nie kto inny.
Całą książkę przenika zresztą gorliwy chrystocentryzm, dający się wyczuć już w pierwszym pytaniu Kiedio i pierwszej odpowiedzi biskupa Janochy, wymianie ustawiającej niejako ton całej rozmowy. „Piękno zbawi świat” – cytuje autorka wywiadu za Idiotą Dostojewskiego, by jednak zaraz prowokująco dodać, że w tym zdaniu, mającym dziś niemalże status banału, wcale nie ma nic oczywistego: wszak dla chrześcijanina „świat zbawi nie piękno, lecz Chrystus”. Biskup Janocha odpowiada w sposób antycypowany chyba przez Kiedio-miłośniczkę sztuki: że piękno jest kategorią teologiczną powiązaną z Bogiem, z Chrystusem, a w związku z tym sentencja „piękno zbawi świat” nie musi być na bakier z chrześcijańską soteriologią. Możliwa jest trzecia droga pomiędzy wyborem piękna czy sztuki przeciw Chrystusowi (jak czyniło wielu artystów nowożytnych i czyni wielu współczesnych) i Chrystusa przeciw pięknu (co miało miejsce w nurtach ikonoklastycznych i purytańskich). Przemilczaną podstawą tego podejścia jest, jak sądzę, głęboka chrześcijańska metafizyka, która, inaczej niż metafizyka nowożytna, raczej wskazuje na partycypację różnych rzeczywistości w Bogu, a nie konkurencję pomiędzy owymi rzeczywistościami a Bogiem. Z tej perspektywy wybór między pięknem a Bogiem, rozumem a Bogiem, dobrem a Bogiem – jest ostatecznie zawsze tylko pozorny.
Wizja biskupa Janochy, choć polifoniczna, posiada więc swoje centrum w postaci Chrystusa. Jest w tej wizji także miejsce na akcenty i proporcje. I tak choć w świecie, nawet w Kościele, może być miejsce i dla figuratywizmu, i dla abstrakcji, to jednak nie należy zapominać, że abstrakcja zawsze prowadzi do subiektywizmu – treść obrazu nadaje odbiorca – a „tam, gdzie jest subiektywizm, nie można już mówić o sztuce sakralnej” („Choć może to być bardzo dobra sztuka religijna” – dodaje biskup). Abstrakcja w przestrzeni liturgicznej, zwłaszcza w centrum tej przestrzeni, w jakimś sensie zaprzecza chrześcijańskiej prawdziwe o wcieleniu się Boga. Podobnie prawdzie tej w ostatecznym rozrachunku przeczy – nawet jeśli nie taka jest z początku intencja – odrzucenie obrazu, do którego nawoływali ikonoklaści różnych wieków: od Bizancjum, poprzez reformację, po rewolucję francuską. Biskup Janocha podkreśla przy tym, że na Zachodzie nawet w kręgach katolickich obecny jest nadmierny lęk przed bałwochwalstwem, spowodowany być może brakiem leksykalnego rozróżnienia na kult obrazów i kult Boga (osobne greckie terminy proskynesis i latreia tłumaczy się na Zachodzie jednym – adoratio). Lęk ten z kolei przekłada się na rozumienie obrazu w kategoriach praktycznych – ostrożne, lecz poniekąd „nudne”. Biskupowi Janosze bliższe jest wschodnia – głębsza, bardziej teologiczna – interpretacja obrazu jako konsekwencji i „wyrazu” wcielenia. Słychać w tym poglądzie echo pamiętnych słów kardynała Ratzingera z Ducha liturgii, iż
Kościół zachodni nie musi rezygnować ze specyfiki swojej drogi, którą kroczy mniej więcej od XIII wieku. Powinna w nim jednak nastąpić rzeczywista recepcja siódmego soboru powszechnego, czyli Soboru Nicejskiego II, który wypowiedział się na temat zasadniczego znaczenia obrazu oraz jego teologicznego miejsca w Kościele.
Trochę szkoda, dodajmy jednak przy okazji, że – o ile niczego nie przegapiłem – na wzmiance o ikonoklazmie reformatorów i, w innym miejscu, o Rembrandcie kończy się omówienie relacji między wspólnotami protestanckimi a sztuką. A piękno świeci w ciemności chciałoby się podsumować allenowskim tytułem „Wszytko, co chcieliście wiedzieć o styku chrześcijaństwa i sztuki, ale baliście się zapytać”, trzeba by jednak ograniczyć chrześcijaństwo do prawosławia i katolicyzmu, a sztukę – do sztuk plastycznych (nie licząc dwóch-trzech bardzo ciekawych uwag o muzyce i literaturze). Co nie zmienia faktu, że to i tak bardzo bogata, pouczająca lektura.
To bogactwo treści jest w dużej mierze zasługą Ewy Kiedio, która doskonale przygotowała się do rozmowy. Treść podzielona jest na trzy części. W pierwszej, zatytułowanej Sztuka i piękno, mamy ogólne rozważania o sztuce i pięknie z perspektywy religijnej. Kiedio formułując swoje pytania odwołuje się do myśli rosyjskiej – do wspomnianego Dostojewskiego, a także Evdokimowa, Bierdiajewa – ale też do Listu do artystów Jana Pawła II, który to repertuar biskup Janocha uzupełnia z kolei Norwidem i ks. Pasierbem, i oczywiście licznymi przykładami z historii sztuki i refleksji o sztuce. Czy sztuka powinna być mimetyczna – to znaczy naśladować rzeczywistość? I czy powinna ukazywać tylko piękno, harmonię, dobro, czy może także brzydotę i zło? Odpowiedzi biskupa Janochy na pytania Kiedio są mądre i nieoczywiste. Mimetyczna – tak, ale są różne rodzaje mimetyzmu: „idealny u Greków, indywidualny u Rzymian i eschatologiczny w ikonie” – i chrześcijaninowi musi chodzić o taki, który naśladuje nie tylko widoczną dla zmysłów rzeczywistość tego świata, lecz coś więcej. Co zaś tyczy się piękna/dobra/harmonii i brzydoty/zła/dysharmonii, tu znów do głosu dochodzi „ekumenizm” biskupa Janochy: i sztuka „brzydka”, mroczna może odegrać doniosłą rolę, ważne jednak, by zawsze z dzieła przebijało światło, by na jakimś głębszym poziomie była dostrzegalna harmonia. Druga część, zatytułowana Sztuka ikony, traktuje o teologii i historii ikony, a na koniec także o jej sytuacji dzisiaj, zwłaszcza w Polsce, gdzie czynnych jest, jak się okazuje, wielu utalentowanych pisarzy ikon. Biskup Janocha, jak przystało na kogoś o „prawosławnej duszy”, ma słabość do ikony, potrafi jednak dostrzec także mocne strony sztuki zachodniej: „Sztuka zachodnia ma w sobie geniusz fragmentu, geniusz analizy, natomiast ikona nigdy nie szła w tym kierunku. Cechuje ją prymat widzenia całościowego, geniusz syntezy”. Ciekawe są uwagi o emocjach w sztuce. Emocje – mówi biskup – są częścią naszej natury, a jako takie są dobre, powinny być jednak „poddane mądrej dyscyplinie”, utrzymane w pewnych granicach, oczyszczone. Z takim „oczyszczaniem emocji” mamy właśnie do czynienie w ikonie i sztuce średniowiecza, a także liturgicznej muzyce łacińskiej i bizantyjskiej. Co ważne, oczyszczanie emocji to nie to samo, co ich tłumienie, nawet jeśli wezwanie z greckiego hymnu Akatyst „Witaj, która oczyszczasz płomień namiętności” (jak byłoby dosłownie) przetłumaczono na polski „Witaj, która tłumisz płomień namiętności”.
Wreszcie część trzecia, Sztuka w Kościele zachodnim, stanowi historyczny przegląd dziejów sztuki sakralnej i religijnej na Zachodzie, od ikony po Sobór Watykański II i współczesność. Podejście chronologiczne w drugiej i trzeciej części to bardzo dobry pomysł Kiedio, daje bowiem czytelnikowi poczucie, że otrzymał nie tylko pojedyncze wyrywki, lecz pewną panoramę. Historia zaś jest omawiana w sposób ciekawy, z wyłuszczeniem kwestii teologicznych czy filozoficznych, które rodziły się na danym etapie historii. Czy Boga można przedstawiać jako starca z brodą? Na Wschodzie – nie, na Zachodzie – oficjalnie tak, choć teologicznie nie ma to większego sensu, gdyż Pierwsza Osoba Trójcy Świętej nie wcieliła się w widzialnej postaci. Dowiadujemy się także, że Synod Krakowski z 1621 roku mówił, iż
Zwierząt (takich jak psy, koty, zające) nie należy malować na obrazach, chyba że wymaga tego słusznie prawda historyczna (np. pies ze św. Tobiaszem młodszym, ze św. Idzim łania).
Część trzecią zamyka krótkie omówienie sytuacji sztuki sakralnej w Polsce dziś. Co ciekawe, wymieniane przez biskupa Janochę pozytywne przykłady to w większości świątynie wspólnot kładących szczególny akcent na liturgię – jak Franciszkanki Służebnice Krzyża z Lasek, Wspólnoty Jerozolimskie czy Neokatechumenat.
Jest wreszcie A piękno świeci w ciemności książką pięknie wydaną i bogato ilustrowaną reprodukcjami wzmiankowanych w rozmowie dzieł sztuki. Co estetycznie dopełnia tę bogatą intelektualnie publikację.