Nie chciałbym być na miejscu Mikołaja Grynberga. I nie mam tu na myśli jego życiorysu, smutków i traum potomka ocalonych z holocaustu, trudnych doświadczeń Polaka o żydowskim pochodzeniu – tych rzeczy, których ciężar mogą sobie jedynie wyobrażać. Nie chodzi mi także o jego fotografie, przejmujące w swej surowości, pełne trudnych do nazwania emocji zamrożonych w prostych czarno-białych portretach. Nie dotyczy to również jego książek dokumentalnych, Ocaleni z XX wieku. Po nas już nikt nie opowie, najwyżej ktoś przeczyta (2012), Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne (2014) – kronik żydowsko-polskich losów. Myślę o Grynbergu-pisarzu, autorze Rejwachu. To jemu współczuję.
Dlaczego – zdziwi się może ktoś – współczuć pisarzowi, którego książka spotkała się z dużym zainteresowaniem? Którego książka zaowocowała wieloma recenzjami i odwiedzanymi tłumnie spotkaniami autorskimi. Którego książka do głębi poruszyła niejednego z czytelników. Czyż nie jest to marzenie każdego piszącego i cel każdej książki? Rzecz w tym, że Rejwach nie jest „każdą” książką.
„Wszyscy chcą ze mną rozmawiać o tym, czy to jest prawda” – mówi Grynberg w jednym z wywiadów. Czy prawdą są te wszystkie mikro-opowiadania zawarte w Rejwachu? Opowiadania Żydów, którym przyszło żyć w powojennej Polsce. Opowiadania Polaków, którzy mówią o Żydach.
Czy prawdziwa jest kobieta, która wyskoczyła przez okno, zostawiwszy swojemu dorosłemu już synowi Wierszyki dla dzieci Juliana Tuwima (opowiadanie Cukiernicze marzenia); i babcia, która musi grać rolę matki, bo jej córka poszła do gazu dlatego, że powłóczyła nogą (Tamta historia); oraz dziewczynka gwałcona w czasie wojny przez człowieka, który miał się nią opiekować (Klementyna); albo mężczyzna, który jeździ do Izraela tylko z pielgrzymkami, żeby nikt nie podejrzewał go o bycie Żydem (Szachy)? Czy prawdziwe są wszystkie kostki pomordowanych Żydów, które wciąż odkopuje w centrum Warszawy jeden z bohaterów (Arkadia); czy prawdziwy jest strach matki, która kilkadziesiąt lat po wojnie nie chce powiedzieć córce, że jej dziadkowie leżą na żydowskim cmentarzu (Elegancka torebka)?
Co – jeśli to wszystko jest prawdą? Czy to kolejny dowód na odwieczny polski antysemityzm? Bo takie wrażenie można odnieść, gdy czyta się niektóre recenzje Rejwachu: „Grynberg doskonale uchwycił istotę polskiego antysemityzmu, który tak wrósł w kulturę, że stał się przezroczysty”. Czasem daje się w nich słyszeć nawet jakby zadowolenie, skrywaną satysfakcję, jak gdyby mówiły: „zobaczcie, coś, co od dawna próbowaliśmy dowieść, jednak istnieje, konkretne historie konkretnych ludzi o tym świadczą”.
A z drugiej strony – jeśli to tylko zmyślenie? Czy w takim razie polski antysemityzm nie istniał nigdy, nawet w przedwojennej myśli endeckiej, nawet w powojennej propagandzie gomułkowskiej? Już słyszę głosy narodowych publicystów, którzy w sposób nie pozwalający na cień wątpliwości – dowodzą, że to było „tylko na płaszczyźnie ekonomicznej” albo „tylko w reakcji na żydokomunę”, i że w tym wymiarze to jest nawet słuszne.
Za sprawą Rejwachu Mikołaj Grynberg wchodzi w sam środek tego dyskursu rozpiętego między legendą o szlachetnych Polakach i przewrotnych Żydach – a bajką o genetycznym polskim antysemityzmie, jak kraj długi i szeroki. Dyskursu bolesnego, niszczącego i… bezsensownego. Dyskursu, który – jak zawsze w przypadku wielkich i uproszczonych narracji – ma potężną siłę zawłaszczania narracji pojedynczych i bardziej skomplikowanych. Czy wobec takiego otoczenia Rejwach może pozostać tym, czym w istocie jest – czyli taką właśnie pojedynczą, „słabą” narracją?
Ma po temu wszystkie dane. Prostotę stylu (pozornie potocznego języka) podkreślającą wiarygodność i jednostkowość opisywanych historii:
Urodziłam dwie córki, które nie wiedzą, że są Żydówkami. One już mają czyste sumienie, bo nie oszukują swoich mężów. Każda z nich urodziła córki. Mam wnuczki Żydówki, które urodzą Żydów i nigdy nie poznają prawdy.
Ma pełne ogromnych emocji żywe dialogi, w których każde słowo posiada swoją wagę:
– Tato, dlaczego tak powiedziałeś?
– Przypomniało mi się, że wtedy byłeś dokładnie w jego wieku.
– Dlaczego chciałeś nas zabić?
– Bo już nie chciałem żyć.
– Ale dlaczego nas?
– Kiedy byłem w wieku twojego syna, moja matka popełniła samobójstwo. Przedtem zabiła mnie.
– Jak to zabiła?
– Odratowali mnie.
– Dlaczego to zrobiła?
– Nie potrafiła żyć sama.
– Jak to sama? A ty?
– Ja jej nie wystarczałem. Nie mogła przestać myśleć o całej swojej rodzinie, którą ostatni raz widziała w getcie.
– W getcie? A co oni tam robili?
– Oni tam byli Żydami. Mama przeprowadziła mnie przez całą wojnę, ale dalej już nie dała rady.
– Nigdy nam o tym nie mówiłeś.
– I już nigdy nic na ten temat nie powiem.
– Tato, naprawdę chciałeś nas zabić?
– A myślisz, że dla żartu ci to opowiadam?
– Nie mogę w to uwierzyć…
– Gdyby mamie się udało, nie byłoby więcej cierpienia w tej rodzinie.
– Boję się, że ty naprawdę tak myślisz.
– Niedługo sam zrozumiesz, że samobójstwo jest dziedziczne.
Ma też Rejwach – mimo że zawarte w nim historie są najczęściej smutne, nierzadko dramatyczne – dystans do opowiadanych spraw, owo mądre żydowskie poczucie humoru:
Jestem tajnym Żydem, ciekawszego egzemplarza pan by nie wymyślił. Oddam panu moje życie na książkę. Zarobimy razem worek pieniędzy, proszę mi wierzyć. Pan myśli, że ja się tym pociągiem tarabaniłem do pana na darmo? Umowa w dwóch egzemplarzach, data, podpisy, numer konta i jesteśmy ustawieni do końca życia.
Ma w końcu także spokój, oszczędność słów. Nie szafuje wielkimi diagnozami, nie próbuje oskarżać i uniewinniać, nie kreśli dalekosiężnych projektów zmian społecznych. Opowiada tylko ludzkie historie. Tylko tyle i aż tyle.
***
Mam jednak nadzieję – choć ciągle współczuję Grynbergowi – że Rejwach nie zostanie zjedzony przez wielkie narracje. Myślę bowiem, że w ten właśnie sposób – za pomocą prostych, cichych i jednostkowych opowieści – powinno się rozmawiać o sprawach tak trudnych i bolesnych, jak wspólna historia Polaków i Żydów. Niechby efektem tego dialogu była rada udzielona autorowi przez jednego (a w porządku książki – ostatniego) z rozmówców:
A teraz szybko uporaj się z zaległościami, bo może tym razem los da ci szansę opisywania historii w czasie rzeczywistym.