Bądźcie kontemplatykami!

Piszący te słowa miał okazję poczynić obserwacje, jakie niewielu jemu współczesnych – nawet wśród duchowieństwa – poczynić mogło. Od dzieciństwa powodowany marzeniem o udziale w nawracaniu Anglii, idąc za wezwaniem Mistrza, któremu służył, miał w ciągu swojego życia styczność z prawie każdą sferą życia katolickiego i społecznego. Jego przywilejem było poznać większość z najpierwszych katolików tego kraju. Wielu było jego przyjaciółmi – i nauczycielami. Jego dług wobec nich czyni go niewypłacalnym bankrutem.

Stopniowo, i niemalże wbrew swym młodzieńczym przekonaniom, zrozumiał, że – poza grzechem – największym złem w ciele narodu i Kościoła był zaburzony środek ciężkości. Wielkie miasto przemysłowe, do którego czuł w młodości naturalny pociąg, które wabiło jego wzrok i zaciemniało wizję wsi, pokazało mu się wreszcie w całej ostrości i zdało się nie kwiatem i wonią życia społecznego, lecz martwym naskórkiem i odorem zgnilizny. Uprzemysłowienie nie trwało jeszcze dwóch stuleci, gdy wielkie miasta popadły w stan takiego bankructwa ekonomicznego, że doszło do tego, iż jako jedyne sensowne rozwiązanie proponowano ograniczenie reprodukcji prowadzące do demograficznego samobójstwa. Sytuacja ta wołała o apostoła.

Przekonanie o tym wyrosło po prostu z obserwacji kryzysu religijnego zrodzonego przez kryzys ekonomiczny. Piszący te słowa dopuścił je do siebie jakby wbrew sobie, ale jego dalsze doświadczenie tylko je potwierdziło. Od ponad wieku wysiłek Kościoła koncentrował się na mieście przemysłowym zamiast na wsi. Można nawet mówić o czymś na kształt intensywnej uprawy miasta i czymś podobnym do pozostawienia wsi odłogiem. Jednocześnie jednak kościelne statystyki zdawały się dość jednoznacznie wskazywać, że pomimo wzrostu liczby ludności i liczby kościołów, katolicka część populacji wielkiego miasta przemysłowego nie nadąża za ogólnym wzrostem tej populacji. W kontraście do ubogiego plonu z intensywnej uprawy wiejskiej ludności napływającej do miasta przemysłowego, katolicka ludność wsi nie rodziła nigdy niczego innego, jak tylko wytrwałą i szczerą wiarę. To nie Irlandia, ale przemysłowa Irlandia była protestancka; to nie Francja, lecz uprzemysłowiona Francja była wolnomyślicielska. Jeśli losy Kościoła dotknął kryzys, to dlatego, że ekonomiczny środek ciężkości został zaburzony przez tę subtelną chciwość, która pragnie jednocześnie służyć Bogu i Mamonie.

Nie mielibyśmy sił spełnić apostolskiego obowiązku przekazania naszym współczesnym tych niepokojących faktów, gdyby papieski rozkaz nie czynił milczenia zdradą. Encyklika Rerum Novarum papieża Leona XIII mówi: „Niech duchowieństwo wytęży wszystkie siły ducha i całą pomysłowość swej gorliwości”. A projekt, który wymaga tych sił ducha i tej gorliwości został nakreślony w tych prostych słowach: „Dlatego ustawodawstwo winno sprzyjać prawu prywatnej własności, i w miarę możności starać się, aby jak największa liczba ludności chciała własność posiadać”.

* * * *

Do tego doszła wielka lekcja Księgi Wyjścia, która po dłuższym okresie naszego bezładnego myślenia nabrała wreszcie kształtu. „Żaden lud nigdy nie opuścił miasta dla wsi, ani nie pozostał na wsi, gdy mógł pójść do miasta, o ile nie kierowały nim pobudki religijne”. Innymi słowy, same ekonomiczne i moralne zachęty torują tylko drogę do wielkiej zasady samego Jezusa:

qt Nie martwcie się zatem i nie mówcie: co będziemy jedli? co będziemy pili? czym będziemy się przyodziewali? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.

A ta zasada Mistrza jest tym bardziej poruszającą, że zapisał ją ten uczeń, który – by pójść za Jezusem z Nazaretu – porzucił pracę w kantorze.

* * * *

To Boskie potwierdzenie prawdy, którą znaleźliśmy dzięki medytacji nad owdowiałą wsią Anglii i zatłoczoną dzielnicą nędzy St. Pancras, sprawiło, że – wbrew naszej woli – doszliśmy do przekonania, iż cała praca apostolska, której poświęciliśmy, i zamierzaliśmy dalej poświęcać nasze życie, będzie bezowocna, jeśli jakiś zakon kontemplatyków nie powróci na wieś.

Stopniowo zaczęliśmy wierzyć, że niektórzy spośród tych, którzy kochają Kościół i Ojczyznę, mogą przyjąć to, w czym nasz zmysł apostolski widział konieczność, jako wyzwanie i wizję dla siebie. Poszliśmy nawet tak daleko, że nakreśliliśmy kilka punktów, które nasz apostolski głód prawdy każe przekazać młodzieży, którą to wyzwanie i ta wizja mogłyby poruszyć. Tutaj przedstawiamy bezładne fragmenty naszej duszy.

… SZUKAJCIE … NAJPIERW Królestwa Bożego, i Jego sprawiedliwości. Najpierw to, co najważniejsze, dla Boga; inaczej od razu upadniecie. Niech wasz Exodus zacznie się od wyjścia z Egiptu. Opuśćcie miasta-ogrody i dzielnice uciechy, ale nie po to, by wynosić się ponad miastowych albo żyć w prostocie – lecz by wielbić Boga.

Opuśćcie większość waszych sąsiadów, ale nie dlatego, że ich nienawidzicie lub nimi pogardzacie, lecz dlatego, że kochacie ich do tego stopnia, iż nienawidzicie warunków, które ich upadlają i zniewalają. Nie opuszczajcie Babilonu nienawidząc Babilończyków, lecz nienawidząc Babilonu, który zabija Babilończyków. Opuśćcie St. Pancras powodowani miłością do każdej z trzydziestu tysięcy rodzin mieszkających w jednej lub dwóch izbach w St. Pancras.

Opuśćcie Babilon z miłości do Babilończyków. I nie szukajcie ułatwień i bezpieczeństwa, które możecie otrzymać z Babilonu. Cóż da wam to, iż przestaniecie żyć w Babilonie, jeśli nie przestaniecie jednocześnie żyć z Babilonu?

Jeśli Bóg daje wam skrawek ziemi i ręce do pracy, dlaczego mielibyście zabiegać o to, by otrzymać budulec z cegielni Babilonu, mięso z chłodni Babilonu, napitek z wodociągów Babilonu, ubrania z tkalni Babilonu? Czyż nie ma gliny w glebach Susseksu, czyż nie ma bydła na łąkach Susseksu, czyż nie ma wody w studniach Susseksu, czy owce Susseksu nie rodzą wełny? Bądźcie więc klasztorem – mnichem – czymś oddzielonym od świata i wyniesionym ponad świat; tak, bądźcie osobnym światem, samodzielnym, samowystarczalnym królestwem; i chociaż otoczycie siebie i swoją ziemię wysokim murem z cegieł i jeszcze wyższym murem z ciszy, wasze kazanie będzie sercem i nadzieją kazań, które my, apostołowie, będziemy głosili podczas codziennego wykonywania naszego apostolskiego rzemiosła.

SZUKAJCIE … NAJPIERW … JEGO SPRAWIEDLIWOŚCI.

Uczcie się nie tylko tego, jak oddawać Bogu, co Mu się należy – modlitwą, lecz także jak oddawać człowiekowi, co jemu się należy – sprawiedliwością. Nie pozwólcie, by indywidualne ubóstwo zrodziło – tak, jak, gdy się go nie ogranicza, nieuchronnie rodzi – zbiorowy zbytek. Co macie ponad ubogie gospodarstwo, rozdajcie. To jest właśnie miłość dystrybutywna; cnota tak święta, że zbrodnie przeciw niej nieuchronnie sprowadzają upadek.

Mierzcie waszą ziemię waszymi potrzebami. Mierzcie zaś wasze potrzeby nie miarą, jakiej używa świat, lecz tylko łokciem lub jardem. Niech waszym wzorcem będą nie Babilon, Teby, Paryż, Nowy Jork, Londyn – ale Betlejem, Nazaret, Kafarnaum, Kalwaria.

Idź więc, chrześcijańska duszo, na nieupadłą ziemię, i tam, pośród kąkolu i cierni, śpiewaj pieśń pracy, która jest nabożeństwem. Wkrótce wokół twojego siedliska wyrośnie pęk domów i gospodarstw, gdzie WIELKI SAKRAMENT będzie przygotowywał oracza do pługa, mnicha do chóru, kapłana do Ołtarza.

DIEU LE VEUT. FIAT. Bóg tak chce. Niech się stanie.

przełożył: Marcin Suskiewicz.

Fragment książki Vincenta McNabba OP The Church and the Land z 1926 roku. Wersja za: A Vincent McNabb Anthology, selected by F. Nugent, London 1955, strony 9-13.