15 sierpnia
Z Sokala jechaliśmy trzy doby przez Lublin do Trawnik, na nową koncentrację i ofensywę. Dziś bez taborów samochodami do Lubartowa, skąd dziś jeszcze mamy iść naprzód. Ja, nałogowy optymista, wierzę że [Bolszewicy] są już dziś w Płońsku i Sierpcu, dochodzą do Modlina. Zresztą mało się nad tym zastanawiam. Przyzwyczaiłem się, że na tydzień musi być jedna większa bitwa i parę mniejszych, i to mi na tymczasem wystarcza. Transport pozwolił mi trochę wypocząć — grałem w wagonie w karty, przegrywając idiotyczne sumy. W Lublinie złazikowałem i zostałem się na parę godzin — w ten sposób zetknąłem się choć trochę z jaką taką kulturą.
W obecnej chwili na eks-dziedzińcu eks-pałacu Sanguszków w Lubartowie, rozebrany prawie do gaci, dopiero co przerwałem czytanie Zatracenia Tetmajera kupionego za 58 marek w Lublinie. Jest to wysoce arystokratyczny romans; przypomina mi pewne własne tak zwane „drgnięcia duszy”. Podniecenie, jakie odczuwam przy tym, nie jest może wywołane wspomnieniem własnych smutnych przeżyć, lecz chęcią tworzenia, chęcią, która przez takie przypomnienia staje się czasem nieodzowną potrzebą, jak powietrze.
Pragnę spokoju, książek i zamknięcia się w sobie.
Pragnę pisać o tym, co się jeszcze nie przeżyło, o tym czymś, tkwiącym w głębi duszy, co trzeba przerafinować, przeżuć, przelać na papier, aby nie zabijało i nie truło.
Wojna i śmierć, nuda i płytkość — sen — sen.
Jestem silniejszy niż śmierć — przeżyłem ją w sobie tysiąc razy.
Przeżyłem życie.
Kocham je piękne, jasne, nieznane, jak szczęście. Kocham kobietę, której nie było, marzeniem, jakiego nie śniłem, miłością, jaka nie istnieje. I to chcę stworzyć — piórem.
***
Tekst opublikowany pierwotnie w „Ilustrowanym Kurierze Wojennym” 22 lutego 1927 roku.