Kronika

listopad 2017 – luty 2018

O wielkich postaciach kultury mawiał: „Mój drogi przyjaciel, Arystoteles”, „Mój znajomy, Mickiewicz”. Kochał Skaldów, posiadał wszystkie ich płyty, poświęcił im książkę Boże Narodzenie w muzyce i w dramacie muzycznym Skaldów. Naukowo zajmował się teatrem i dramatem muzycznym. 3 listopada 2017 roku zmarł dr Marek Bielacki. Wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego. Postać charakterystyczna, ubrany w długi czarny płaszcz, nosił brodę i długie siwe włosy, które upodabniały go do Rasputina, choć wśród studentów większą popularnością cieszył się jego przydomek „Gandalf”. Człowiek wielkiej wiedzy, czego doświadczył każdy, kto zdawał u niego egzamin – wielkiej kultury, o czym mogli przekonać się słuchacze jego wykładów (zwłaszcza może Ci najmniej uważni i najbardziej głośni – których nigdy publicznie nie ganił, jedynie żartobliwie upominał) – i wielkiej dobroci, którą widać było już na pierwszy rzut oka.

*

9 listopada 2017 roku rozpoczęło nadawanie Polskie Radio Chopin. Prezentuje ono, oczywiście, muzykę Chopina w najróżniejszych wykonaniach, transmituje konkursy Chopinowskiego, ale nie tylko. Przypomina też muzyczne inspiracje dla dzieła Chopina, jak na przykład muzykę baroku czy różne jego odczytania w twórczości późniejszych kompozytorów. Przypomina, korzystając z bardzo bogatego archiwum polskiego radia, przeróżne gawędy o życiu Chopina, z których można dowiedzieć się m. in. o wakacjach przyszłego twórcy z lat 1824 i 1825 spędzonych u Dziewanowskich w Szafarni, podczas których Chopin odwiedzał Turzno, co zdarzyło nam się opisać swego czasu w „Sumie”.  W czasie tych wakacji, jak mówią wtajemniczeni, poznał ponoć młody Fryderyk muzykę ludową. A sam relacjonował je tak: „Nie czytam, nie piszę, ale gram, rysuję, biegam, używam świeżego powietrza”.

*

W czasie łódzkiego festiwalu Puls Literatury (23 listopada-3 grudnia 2017) spotkać można było kilkudziesięciu pisarzy z Polski i kilku ze świata. Wśród tych ostatnich gwiazdą festiwalu okrzyknięto noblistę Hertę Müller, z którą rozmawiała Olga Tokarczuk, ale chyba jeszcze ciekawsze było spotkanie z Varujanem Vosganianem – politykiem rumuńskim, ministrem spraw zagranicznych, ale przede wszystkim pisarzem pochodzenia armeńskiego. Jego Księga szeptów uhonorowana nagrodą Angelus w 2016 roku opowiada o jednej z najbardziej zapomnianych zbrodni w naszej części świata, czyli o ludobójstwie Ormian w latach 1915-1916. Vosganian mówił:  „Jest to książka o XX wieku, o jego wojnach światowych, masakrach i wspólnych mogiłach, o jego ideologiach i aparatach ucisku. Ale nie tylko. Każde miejsce, każdy czas, każdy naród ma swoją Księgę szeptów. Ona żyje, musi tylko zostać opowiedziana”. Bo opowiedzenie tych historii ma wymiar wybitnie współczesny. „W podzielonym świecie – puentuje pisarz – tylko literatura może łączyć”.

*

Teatr Nowy w Łodzi od ponad roku ma nowego dyrektora artystycznego. Po okresie bezkrólewia i zamieszania wokół możliwych kandydatur (Olaf Lubaszenko, Agnieszka Glińska) – został nim pisarz Andrzej Bart. Nic więc dziwnego, że zapowiedzi repertuarowe bazują na literaturze wysokiej próby, tekstach Mrożka, Nabokova czy Witkacego. Tymczasem jednak wystawiono adaptację powieści samego Barta, powieści poświęconej sławnemu-niesławnemu przywódcy łódzkiego getta, Chaimowi Rumkowskiemu, czyli Fabryki muchołapek. Ważny temat, dobra literatura. Czyżby Teatr Nowy po okresie, mówiąc delikatnie, nienajlepszym – miał wrócić do lat świetności z czasów nieśmiertelnego Kazimierza Dejmka.

*

9 grudnia w wieku 98 lat zmarła Irena Szczepańska, w czasie wojny łączniczka, sanitariuszka i uczestniczka tajnego nauczania, po wojnie przez kolejne dekady nauczycielka i niestrudzona działaczka społeczna angażująca się w niezliczone inicjatywy lokalne. Mawiała: „Człowiek nie może żyć tylko sobą, musi być z kimś, z czymś, z czymś, musi dać innym coś z siebie”.

*

W październiku czy listopadzie minionego już roku wpadł nam w ręce tomik poezji Leszka Aleksandra Moczulskiego z początku lat 90. Zachęceni znajdującymi się w nim wierszami chcieliśmy dotrzeć do autora i namówić do opublikowania kilku utworów w „Sumie”. Po kilku tygodniach starań, „pukania” w różne drzwi – w końcu dostaliśmy namiary. W tym samym dniu, a było to 18 grudnia, przyszła wiadomość o śmierci poety. L. A. M. – bo tak się często podpisywał – poza wierszami pisał piosenki, robił to w wielkim stylu i na dużą – jeśli można tak rzec – skalę, bo był autorem wielu utworów Skaldów, Zauchy, Grechuty, Turnaua, a także Nieszporów Ludźmierskich, czyli oratorium z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza. Należał do ruchu „Wiara i Światło”. Choć urodził się w Suwałkach i pozostawał w łączności z tym swoim rodzinnym miastem, to był przede wszystkim Krakusem, w końcu, jak śpiewał Sikorowski, tam „wiosną wiersze rodzą się najlepsze”. Ale niech wybrzmi w końcu i sam L.A.M., nasz spotkany-niespotkany poeta:

Straszliwa siła poranienia
i wieku, i człowieka,
czas rekolekcji, potem spokój
i Bóg w człowieku czeka

ten jego obraz w nas stworzony,
co naruszony był rozumem
uczę się Ciebie, uczę się siebie,
a prawie nic nie umiem.

*

W okolicach trzeciej rocznicy śmierci Tadeusza Konwickiego, pisarz powrócił, w kontekście nieco może niespodziewanym. Otóż, wystawiono na sprzedaż mieszkanie, w którym mieszkał niemalże 70 lat, tę małą warszawską klitkę przy ul. Górskiego, z widokiem na Pałac Kultury i słynną „niszą/nyżą”, gdzie powstało większość książek mistrza poetyki snu. Podniósł się lament, że nie daj Boże ktoś przypadkowy kupi mieszkanie, i może jeszcze, o zgrozo, będzie pisał jakieś gryzmoły w uświęconej niszy. Rzecz skończyła się bez skandalu, bo nowym właścicielem lokalu został Instytut Książki, który zapowiedział, że przeznaczy go jako miejsce pracy twórczej, a właściwie pół-twórczej, bo pracy translatorskiej. W niszy więc będzie ktoś pisał, ale nie byle kto. Wydaje nam się, że Konwicki miałby wielki ubaw patrząc na te debaty wokół jego mieszkania. A orędownikom świętości tego miejsca dajemy pod rozwagę taki krótki cytacik z mistrza: „Wilno jest światem mojej pamięci i mojej wyobraźni, mojego też stosunku do życia”.

*

1 stycznia 2018 prawa miejskie uzyskały Józefów nad Wisłą, Otyń, Sanniki, Tułowice, Wiślica, Łagów i Radoszyce. Spośród tych miejscowości najlepiej znamy Łagów, położony w połowie drogi z Kielc do Opatowa. Prawa miejskie posiadał od XIV wieku do powstania styczniowego, teraz je odzyskał.

*

W styczniu 2018 roku otwarto w Łodzi Centrum Nauki i Techniki EC1. Miejsce bez wstydu mogące iść w zawody ze swoim sławniejszym, bo stołecznym, odpowiednikiem – Centrum Nauki Kopernik. W łódzkim centrum młodzież dowiaduje się, jak powstaje prąd, albo ogląda, jak wygląda świat w mikroskali. Jest tu także sferyczne kino 3D, gdzie można obejrzeć można m.in. film Jesteśmy astronomami. Kto ciekawy, powinien przyjść na Targową 1/3, bo placówka mieści się na terenie – interesującym także dla miłośników rewitalizowanej architektury – dawnej łódzkiej elektrociepłowni.

*

31 stycznia 2018 roku zmarł Jerzy Jedlicki, historyk, wielki kronikarz polskiej inteligencji, będący zarazem przedstawicielem i sejsmografem tej dziwnej grupy społecznej, która myśli, mówi i działa dla dobra innych, choć nie czerpie z tego żadnych materialnych korzyści. Jako kronikarz był Jedlicki przede wszystkim współautorem monumentalnych Dziejów inteligencji polskiej do roku 1918. Jako reprezentant przeszedł całą ścieżkę pokolenia solidarności – Klub Krzywego Koła, Uniwersytet Latający, Towarzystwo Kursów Naukowych, internowanie, pisma podziemne. Jako sejsmograf opublikował kilka ważnych książek – m. in. Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują: studia z dziejów idei i wyobraźni XIX wieku i Świat zwyrodniały. Lęki i wyroki krytyków nowoczesności – w których perspektywa historyczna pozwala lepiej rozumieć współczesność. Chyba dobrze pasowałaby do jego życia puenta, wzięta z piosenki Jacka Kaczmarskiego: „by być po stronie słabszych, którzy będą zawsze”; zresztą czy nie powinno być to motto inteligencji każdego miejsca i każdego czasu?

*

Bez echa przeszła dziesiąta rocznica śmierci Antoniego Hedy ps. Szary, 14 lutego jest wszak naznaczone innym, ważniejszym świętem. A szkoda, bo takich Szarych nie mamy w historii Polski aż tak wielu. Urodził się w 1916 roku, w chłopskiej rodzinie z Małomierzyc (koło Iłży), w latach 30. pracował fabryce w Starachowicach. W czasie wojny dowodził jednym z najważniejszych oddziałów partyzanckich działających na ziemi świętokrzyskiej, który przeprowadził wiele akcji dywersyjnych przeciw wojskom niemieckim, w tym odbicie miasta Końskie w czerwcu 1944 roku – wydarzenie o tyle nam bliskie, że wiąże się z przystąpieniem do oddziału Hedy naszego dziadka Henryka Suskiewicza. Gdyby nie to, nie znalibyśmy pewnie piosenek w rodzaju: „Dziś do ciebie przyjść nie mogę, bo do lasu idę spać…”. O innych wymiarach leśnej działalności dziadek opowiadał niechętnie i niewiele. Oddział funkcjonował jeszcze w 1945 roku, w nowym komunistycznym ustroju, wsławił się rozbiciem w sierpniu tegoż roku ubeckiego więzienia w Kielcach przy ul. Zamkowej – dzięki czemu uwolniono ponad 300 więźniów politycznych. Dokonania „Szarego” sprawiły, że musiał ukryć się pod przybranym nazwiskiem, szukając go, zamordowano, podczas ubeckich tortur, dwóch jego braci. Aresztowany w 1948 roku przesiedział w więzieniach osiem lat. Później był m. in. doradcą kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ostatnie „rozbicie więzienia” planował jeszcze w 1976 roku, gdy po strajkach radomskich komuniści aresztowali 3 tysiące osób w hangarze tamtejszego lotniska.

*

Kilkanaście dni przed Hedą, 4 lutego, dziesięć lat temu, zmarł Stefan Meller, człowiek jakże odmienny i jednocześnie jakże polski. Znany przede wszystkim jako ambasador RP we Francji i Rosji oraz minister spraw zagranicznych – miał także wiele innych zatrudnień. Z wykształcenia był historykiem. Zwolniony z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w 1968 roku (z powodów wiadomych), imał się różnych drobnych zajęć, był m. in. kasjerem – ale przy okazji obronił doktorat, a następnie zrobił habilitację. Na początku lat 90. był redaktorem naczelnym legendarnej serii „Mówią Wieki”. No i pisał wiersze; w jednym z dwóch wydanych tomów (Wszystko na chwilę, Zaledwie minuta) czytamy:

A mówią mi o tym
i zadają pytania
a ja nie odpowiadam
bo nie wiem, co odpowiedzieć
bo nie mam czasu
bo modlę się o to
żeby wiedzieć
i nie mam czasu
na nieprzemyślane
odpowiedzi
Może agnostycyzm polega tylko
na braku czasu
na odpowiedzi
na braku tej sekundy
żeby uwierzyć

*

Z początkiem 2018 roku, a dokładnie 5 stycznie, minęła też 50-rocznica śmierci Hanny Mortkowicz-Olczakowej, córki Jakuba Mortkowicza, znanego warszawskiego wydawcy, który publikował m. in. Żeromskiego. Studiowała polonistykę, historię i malarstwo. Opublikowała kilka książek wspomnieniowych poświęconych głównie pisarzom. Wspólnie z matką, Janiną Mortkowiczową – która od samobójczej śmierci męża w 1931 roku prowadziła przedsiębiorstwo – próbowała reaktywować wydawnictwo po wojnie; co się udało, w Krakowie, lecz zaledwie na kilka lat, bo w 1948 monopol wydawniczy wzięło w swe ręce państwo. Córka Hanny, Joanna Olczak-Ronikier opisuje to, i nie tylko to, w swoich książkach wspomnieniowych: Wtedy. O powojennym Krakowie oraz W ogrodzie pamięci.