Gawędy opoczyńskie

Ostatki, czyli kusoki

Czarci ogon ciungnie się smentnie po biołym puchu. Śnieg skrzypi pod ciężkimi buciorami. W powietrzu unosi się ciepła para – czuć samogon… Już niedługo wybije dwunasto. Strachy… strachy ido zakończyć potańcówkę.

Z oddali słychać muzykowanie… oj to skrzypce, skrzypecki i harmunia. Tupią pannice trzewikami po podłodze, kawalery już na boso, żeby im się urodziło proso. Kiecki kolorowe fruwają, a co jedna to ładniejsza. Ta ma hafcik, ta ma perełecki, a Zosieńka czerwone wstązecki. Panny już po targach… Co która szczęście miała to i ją dobrze wykupili: „A ta moja to się dobrze sprawio nawet samo siano jado”, a która mniej to i się dostalo: „że nogi za długie, że za chudo, a tamta zęby mo kzywe, a ta tylko jedym okiem mrugo”. Oj było uciechy. Muzykanty przygrywali, co który to i struny powyrywoł. Oberecek był szaluny i poleczki grali, i takie ni to i owo, co by pannice pośpiewali… Panny wymyśliły targi chłopami. Basieńka wyszła na środek i śpiwo: „Ni mom chłopa do orania ani chłopa do kochania potrzebny mi chłop i basta!”. A zaczęły inne wtórować. Któraś za doktora – chabas[1] kosule kawalerom zdejmuje i raz tu słuchać, cy aby zdrowy, cy nie garbaty cy nie kulawy. Powybierały panny, co której się podoboł i raz dwa trzy tańcują, co niektórzy i miłość se obiecują… Ale powiedzcie Pany, co to za miłość jak chłopoki już dobrze opite gorzołko.

A co ta gorzołka warta jeśli strawa nie warta uwagi. A się postarały gospodynie bo i miały z cego – nawazeły ruzniastych porek z okrasą i klusek ziemniaczanych, i bombów[2] kapustom nadzianych. Stoły się uginały od poncków, chrustu, pierogów i borsc beł… Cego nie beło… Wśistko było, co dobre i wśistkiego po trochu. Panny jojek naznosiły i słoniny, to i jajecnicy muzykanty dostały, co by im się groć chciało cały wiecór. A to luty przecie, to i dobze gorzołki popieły na rozgrzewke. Oj co to za zapusty! Wszyscy we wsi wspominać jeszcze długo bedo.

Dość już tego! Wchodzi czort ze strachami. A wysmarowane smołą jakby z piekła beły. A zaś tu rozganiać towarzystwo dokuczniki. A to dzbeknął jeden, aż zagruchotało. Kawalery spieszą z kieliskiem. „A wać Pan strach napij się toć kusoki jesce!”. A to faja, zamiast rozganiać zgraje, to pije, litkup[3] przyjmuje hyra[4]. Muzykanty zagrajo jesce oberka. Przecknął się czart, kijem goni, panny uciekają po kątach się chowają, aby którejś nie tknął. W dyrdy chłopoki drałują na śnieg z chałupy. Zmyślniejszy złapał po pierogu, kiełbasie – dokuńcom w drodze. Złochrani wsycy tańcami, ze śmichami wracają do domów, co pijańsze do stodół (toć matka nie wpuści ochlapusa).

Tylko Zośka stanęła przed pasyjką popatrzyła na piestrzonek, przeżegnała się i pomarzyła o weselichu z Jankiem, „Oj Panienko, Panienko, będę pościć jak nigdy. Wspomóż mnie biedną i daj mnie dobrego męża”.

Takie to były kusoki. Ja tam tez z niemi byłam… tańcowałam jadłam piłam. Co widziałam to wom powiedziałam…

Napisane dzięki uprzejmości i wspomnieniom mojej babci Gieni oraz jej koleżanki, pani Magdaleny Zięby (w przekazie pani Zosi Jurek), a także wspomnieniom spisanym wierszem pt. „Ostatki, czyli kusoki” autorstwa Marianny Ksyty.

***

[1] nagle

[2] pyzy

[3] podarek, zwyczajowo z okazji jakiejś transakcji

[4] drań