Humory

Z czatem jak z bratem? (Z życia redakcji)

Nasza redakcja pomimo pozornej (a czasem może i faktycznej) bezczynności utrzymuje nieustanną łączność z życiem intelektualnym epoki. Nie mogła więc naszych skromnych progów ominąć dyskusja, która zajmuje dziś niejedną tęgą głowę, a mianowicie dyskusja o Chacie GPT. A może mogła? Tylko, że nasz kolega informatyk od kilku miesięcy zdawał się nie mówić o niczym innym: czat to, czat tamto. A to czat wygenerował mu jakiś kod (chyba rabatowy?), a to udzielił odpowiedzi na pytanie o przyszłość świata (to nas akurat nie zaciekawiło, bo przecież programowo interesuje nas tylko przeszłość), a to powiedział, jak ubrać się należy do teatru. Redaktorka działu kultura – usłyszawszy być może słowo teatr – powiedziała koledze informatykowi, że chyba ma na myśli nie jakiś tam chat, ale słynny rosyjski teatr MChAT, założony pod koniec XIX wieku w Moskwie przez reformatora i wizjonera Konstantego Stanisławskiego. Informatyk popatrzył na nią jedynie jak na reformatora i wizjonera w nie najlepszym gatunku. Koniec końców – dyskusja o czacie odbyć się niechybnie musiała! A ponieważ dyskusje w naszej redakcji przemieniają się (co prawda rzadko) w czyn, to musiały pojawić się i konkretne postulaty związane z możliwym wykorzystaniem tej rewolucyjnej technologii. I tak, podczas pewnego czerwcowego poranka, w skromnym pokoiku redakcyjnym, którego wygląd nie pasuje nie tylko do rewolucyjnej, ale po prostu do jakiejkolwiek technologii, odbyliśmy burzliwe spotkanie, które – za radą kolegi informatyka – przy pomocy owego chata zostało zaprotokołowane. „Nasz nowy członek redakcji”, „nasz nowy brat” – jak w toku dyskusji był uprzejmy określać ów chat informatyk – zanotował co następuje:

Data: czerwcowy poranek

Miejsce: Ciasny pokoik – siedziba redakcji

Przewodniczący: Witamy wszystkich na dzisiejszym spotkaniu Komitetu Redakcyjnego. Tematem naszych rozważań jest potencjalny wpływ czata GTP na funkcjonowanie naszych pism społeczno-kulturalnych. Przejdźmy zatem do sprawy.

Redaktor działu Wiara: Przedstawię moją błyskotliwą myśl, która odzwierciedla nasz ideowy kierunek. Pochwała prowincji powinna stać się naszym wyznacznikiem ideowym! Tak jak Adam Smith dla korwinistów, Lenin dla Sowietów, Marks dla polskiej lewicy hipsterskiej i pieniądz dla lewicy kawiorowej!

Informatyk: Przepraszam, że przerywam, ale muszę przekazać, że nie ma dostępnych połączeń do Lubartowa. Żadnych pociągów ani autobusów.

Redaktor działu Kultura: Aha! A w małych miasteczkach brak teatrów i kin, co powoduje problemy z cyklem recenzji teatralnych i filmowych.

Redaktor działu Wiara: Ale o co mi chodziło… chciałem przenieść redakcję do Lubartowa.

Kolega grafik: Co z rysunkami na mojej rubryce? Nie chcę ich zmieniać, uważam je za szczytowe osiągnięcie w mojej karierze.

Redaktor naczelny: Musimy znaleźć sposób, aby zapełnić naszą stronę główną.

Marketingowiec: Może powinniśmy pokazać nasz ruch w stronę prowincji przed czytelnikami? To pokaże, że nie lekceważymy naszego ideowego profilu.

Redaktor działu Kultura: Tak jak mawiał Tomassi di Lampedusa, „zmienić wszystko tak, aby wszystko pozostało tak jak jest”.

Przewodniczący: Zatem możemy podsumować nasze rozważania. Decyzją Komitetu Redakcyjnego jest nieprzenoszenie redakcji do prowincjonalnego miasteczka. Zachowamy nasz profil ideowy, a nasze podróże będą odbywać się w świecie literatury. Przejedziemy śladami hrabiego di Lampedusy.

Redaktor działu Sport: Ale w tym roku nie będzie wyjazdu na turniej plażowej piłki siatkowej!

Wiktor (dział Wiara): No cóż, może to i lepiej.

Przewodniczący: Dziękuję wszystkim za udział w dyskusji. Spotkajmy się na kolejnym posiedzeniu i zajmijmy się tematem „zmienić wszystko”. Dla dobra naszego pisma, wszystko pozostaje tak jak jest.

Gdy protokół odczytano, gremium redakcyjne – co należy uważać za niezwykłe – zamilkło. Członkowie redakcji zastanawiali się być może, która z rzeczywistości jest prawdziwa: ta ze sprawozdania czy ta, którą pamiętali jako przebieg spotkania (co poniektórzy zdawali się wierzyć, że raczej ta pierwsza)? Wiktor z działu Wiara wyglądał, jakby znalazł się na skraju rozpaczy (i na granicy przejścia do działu Sport). Jednak po krótkiej fazie przewracania oczami, (zdroworozsądkowych zapewne) pukań się w czoło, gestów Kozakiewicza skierowanych nie wiadomo po co i gdzie (ale niechybnie w stronę bezczelnego „nowego brata”) – opanował całą salę gromki śmiech. I nawet podanie o „likwidację stanowiska pracy” dla kolegi informatyka, który był przecież wywołał tę absurdalną sytuacją podającą w wątpliwość realność świata, przepadło gdzieś w atmosferze dobrodusznej wesołości. Czy brat GPT byłby dla niego aż tak wyrozumiały? Nikt nie dałby sobie za to uciąć przysłowiowej ręki. Ale nie próbowano już odpowiadać na to pytanie. Zamiast tego puściliśmy się ławą po schodach kamienicy, by poczuć jakże rzeczywisty odór letniego miasta. A na ustach wszystkich, nawet tych co śpiewać nie potrafią, grzmiała gromka pieśń: „Nigdy z czatami nie będziem w aliansach…”