Józef Nyka był człowiekiem bardzo pracowitym. Zasadne, że w pięknym wspomnieniu przygotowanym po jego śmierci przez rodzinę (z którego czerpię przygotowując ten krótki tekst) pierwsza przywoływana migawka z przeszłości to obraz jego biurka do pracy, stojącego w pokoju, w którym spały dzieci, i dźwięk klawiszy ukochanej poniemieckiej maszyny do pisania Eriki dający się słyszeć wcześnie rano i późno wieczorem.
Od młodości lubiący czytać i pisać, Nyka studiował dziennikarstwo i wybrał sobie rolę kronikarza, sekretarza i popularyzatora, przede wszystkim kręgów i tematów górskich. Pamiętam, jak widziałem go w 2003 roku na łódzkim Festiwalu Gór. Na scenie towarzyszył mu wtedy Andrzej Paczkowski. Nyka twierdził skromnie, że nie wie, dlaczego został zaproszony, bo – choć uprawiał taternictwo i alpinizm – w porównaniu z innymi gośćmi festiwalu nie jeździł daleko i nie zdobywał gór szczególnie wysokich (najwyższe: Dolomity). A jednak – wówczas już wyglądający na staruszka, uśmiechnięty, dowcipny, uroczy – zjednał sobie od razu sympatię widowni i niejedna osoba prosiła go potem o autograf.
Znany jest powszechnie jego przewodnik po Tatrach polskich, aktualizowany niezliczoną ilość razy, ostatnie wydania zostały opracowane przez autora wspólnie z córką Moniką. Pisał też inne przewodniki – po Tatrach słowackich, Pieninach, Gorcach. Wszystkie te książki wyróżniają się doskonałym stylem i świetnymi ilustracjami (odręcznie rysowane panoramy). Kontynuując tradycję Mieczysława Orłowicza i, bardziej wprost, Władysława Krygowskiego, stworzył własną formułę „egzegezy krajobrazu” (by użyć sformułowania Jacka Kolbuszewskiego), odwołując się do wiedzy geologicznej, biologicznej, historycznej, etnograficznej i kładąc nacisk na walory estetyczne opisywanych okolic.
W latach 1964-1991 – które przypadały na złoty okres polskiego taternictwa, alpinizmu i himalaizmu – był redaktorem naczelnym „Taternika”, przejmując pałeczkę po legendarnym Witoldzie H. Paryskim, autorze Encyklopedii Tatrzańskiej. Przedłużeniem niejako pracy redaktorskiej Nyki – a także prywatnej pasji pisania listów do przyjaciół i znajomych – był wydawany od lat 80. (a od końca tejże dekady regularnie co miesiąc) „Głos Seniora”, swego rodzaju list otwarty do wielu adresatów, bardziej osobisty w tonie niż zwykła komunikacja prasowa, ale skrupulatnie redagowany i rzetelny. Obok tego pojawiały się od czasu do czasu zeszyty „Biblioteczki Historycznej”. Kontynuacją „Głosu Seniora” – którego wydawanie Nyka przerwał w 2016 roku z powodu podeszłego wieku – jest, redagowane przez inne grono i publikowane na stronie warszawskiego Klubu Wysokogórskiego, pisemko „Echa Gór”.
We wspomnieniu rodzinnych Nyka określony zostaje „długoletnim Charonem środowiska ludzi gór”. Chodzi o jego praktykę pisania wspomnień o zmarłych z tego kręgu, opartych na osobistej znajomości i rzetelnie weryfikowanych informacjach. W środowisku górskim utrzymywał szeroką sieć kontaktów, także zagranicznych. Wśród jego przyjaciół byli jednak także ludzie innych sfer, zainteresowań i zdolności. Z wieloma prowadził intensywną korespondencję, w ostatnich dekadach również mailową. Internet stał się dla niego dogodnym narzędziem do publikacji artykułów i wymiany wiadomości, ale był świadom ograniczeń nowej technologii, w tym niebezpieczeństwa zagubienia wartościowych treści w morzu stron o niskiej jakości. Jego strony i maile miały charakterystyczną staroświecką, elegancką formę.
Józef Nyka urodził się w grudniu 1924 roku w Wielkopolsce, na Ziemi Żnińskiej, między Gnieznem i Bydgoszczą, w dość zamożnej i światłej rodzinie rolniczej, która prenumerowała czasopisma i wspierała edukację szkolną dzieci. W 1940 został wywieziony przez okupanta wraz z rodzicami i rodzeństwem na Podhale („Los uśmiechnął się do nas: wywieziono nas w góry. Życie było tam trudne, okolice biedne, ale ludzie życzliwi i weseli”), gdzie pracował w niemieckim zakładzie zbrojeniowym. Niemiecka legitymacja pozwalała mu odbywać pierwsze wycieczki górskie. Pod koniec okupacji walczył w AK, w tym w Batalionie „Lamparta”, którego historię później zgłębiał i popularyzował. Jacek Kolbuszewski zwracał uwagę, że okupacyjne wysiedlenie na Podhale miało kluczowe znaczenie dla przyszłości bohatera tego wspomnienia:
Być może cała jego późniejsza działalność została w jakimś stopniu zdeterminowana przez ciąg zdarzeń wojenno-okupacyjnych, bowiem to za ich sprawą młody Józef Nyka zaczął poznawać Tatry i wszedł głęboko w ostępy Gorców.
Pobyt na Podhalu był także okazją do poznania tamtejszej kultury, a prowadzony wówczas dziennik – pierwszym warsztatem literackim.
Po wojnie Nyka wrócił do Wielkopolski, a po wyjeździe do Warszawy na studia już na zawsze pozostał w stolicy. Przez 16 lat mieszkał w pokoju bez okna w kamienicy na ul. Ludwiki („Czesio Momatiuk mawiał, że sufit jest tak nisko, że w pokoiku można jeść tylko naleśniki”), potem w mieszkaniu na Nowosieleckiej. Skromną przestrzeń rekompensował sobie wyjazdami w góry, zwłaszcza w ukochane Tatry, które poznawał jako taternik i turysta pieszy.
W dzisiejszych czasach – gdy tak łatwo dać się skusić ułudzie (popularność, sukces, pieniądze!) – dawał przykład skromnego życia przy jednoczesnym skupieniu się na tym, co ważne: pracy, służbie innym, przyjaźniach i rodzinie, pięknie przyrody, kulturze życia i języka. Nie tylko dla ludzi z kręgów taternickich był autorytetem moralnym i arbitrem elegancji. Z pewnością był nim dla mnie.
Był mężem, ojcem, dziadkiem. Jego żona, młodsza o 15 lat Małgorzata Surdelówna, należąca do taternickiej rodziny, podzielała jego miłość do gór. Córka Monika stała się współautorką przewodników i internetowych pisemek.
Dziękując redakcji „Taternika” za wyróżnienie w 2020, mówił o sobie jako o „może najstarszym z żyjących taterników” i „najostatniejszym z 200 żołnierzy gorczańskiego Batalionu «Lamparta»”. Zmarł we wrześniu 2021 roku, nieco ponad trzy lata przed setną rocznicą urodzin.
Sześć lat temu, gdy ruszała nasza „Sumowa” inicjatywa, zwróciłem się do pana Józefa z prośbą o wywiad. Odpowiedział dłuższym mailem, cytatem z którego pozwolę sobie zakończyć to wspomnienie:
Dziękuję bardzo za długi liścik mailowy i za tak życzliwe, podtrzymujące gasnącego ducha słowa. Kwartalnik Państwa z oryginalną grafiką zapowiada się poważnie i ciekawie, szkoda tylko, że utonie w morzu stron internetowych mniejszego, lub całkiem małego kalibru. Miło mi poznać w Panu czytelnika naszego pisemka. „Głos Seniora” wychodzi już 35 lat, chyba 20 w internecie, ale wciąż ma wersję papierową. Większość seniorów nie używa internetu, a i to, że papier to papier. Lękam się, że w naszym zwariowanym i złym świecie cały internet może spotkać coś niedobrego. Przykro mi, ale nie mógłbym skorzystać z Pana interesującej propozycji. Całe życie stroniłem od wywiadów i występów publicznych, teraz doszły jeszcze związane z wiekiem (niedługo 92) problemy zdrowotne. Proszę wybaczyć zwłokę w odpowiedzi, ale mroczna jesień jest złym okresem […]. Przerwy w życiorysie stają się częstsze i dłuższe. Nadzieja, że w szybko biegnącym czasie znów będzie wiosna i lato, jeśli Bozia pozwoli dożyć oczywiście. Dziękuję jeszcze raz i serdecznie Pana pozdrawiam – ze słonkiem za oknami, chyba przelotnym w długiej serii deszczowych dni – Józef Nyka