Wiersze wybrane

Drogi M. –

A może miałam być
Światłem załamującym się w szybie
Rozległym widokiem z przełęczy
Wątłym kwiatkiem wśród kamieni

Kawałkiem pizzy ale takiej z samego dołu listy
I papierosem zdobytym z polotem
Na mostku o drugiej nad ranem

Dobrym winem zużytym biletem
Espresso doppio i pewnie ułamkiem księżyca
Dryfującym po Wiśle

No cóż
Okazałam się rośliną doniczkową
Słońcem zza zasłony
Kawą rozpuszczalną
I bułką z serem

 

Słowik

Byłeś dla mnie mitem
jak księżniczka w wieży i kochankowie w ogrodzie
twoich nagrań słuchałam z ust samego Keatsa
Wilde’a Szekspira i kwitnących róż

aż nagle odkryłam
ciukciukciukciuk
ijo ijo
ten śmieszny terkot
to ty
w sumie zawsze mi się wydawało
Bóg nie ma klasycznego gustu
stworzył góry człowieka
i krzyż
ja pewnie zrobiłabym to inaczej

dużo ładnych stożków
i po równo wszystkiego dla wszystkich

więc to ty słowiku
pomagałeś mi przetrwać trzecią w nocy
jakie to zwyczajne i bliskie

 

Verlaine’owi – z miłością

Kiedy tańczące słońce
prześwieca przez witraż,
nie krusząc go przy tym,
myślę o tobie, upadłym geniuszu
wyklętym przez życie,
marzącym o kobiecie, której nie ma,
i o mężczyźnie, który był
niepotrzebnie.
Jedno potarcie dzbanka starczyło,
żebyś wiedział, komu służyć.
Kochałeś muzykę –
struny gwałtownymi akordami
wyciskały na gardle twojej matki
kolejne kręgi miłości.
Od kratek do kratek,
pełzałeś po brudnym, paryskim bruku
i w głąb, aż do parujących ścieków umysłu
zachwaszczonych piołunem.
Całe piękno szeleściło wewnątrz,
subtelne niczym papier washi.
Gdzieś tam, w szynku, pod zalanym stołem
do bólu przebóstwiłeś język,
przeklęty, wyklęty, własnym zaklęciem
w żabę przemieniony czarowniku słowa.