Wreszcie udało mi się dotrzeć do przyszpitalnej poradni. Jak zwykle spóźniony. Tym razem tylko o pół godziny, ale i tak czuję wewnętrzny przymus wygłoszenia po raz kolejny tego samego usprawiedliwienia, naiwnie licząc na to, że ktoś zrozumie. Tłumaczę, że spóźnienie spowodowane jest tym, że jest nas mało. Jeszcze jestem myślami przy odprawie i obchodzie porannym, przy pacjentach, wypisach, problemach ich rodzin. Jestem przy wszystkich rzeczach, jakim stawialiśmy czoło razem z pozostałymi czterema lekarzami z samego rana. Oni również musieli wysupłać chwilę na wykonanie kilku rzeczy „w międzyczasie”. Mówię pacjentom przebierającym niecierpliwie nogami przed poradnią o brakach kadrowych, licząc na to, że uwierzą, że pacjent jest dla mnie najważniejszy i dlatego się spóźniam. Wiem jednak, że pan Kowalski ma za nic moje wytłumaczenia, bo przeze mnie musi przedłużyć bilet parkomatowy. Moje spóźnienie jest potwierdzeniem tezy wybrzmiałej zapewne kilkakrotnie przed moim przyjściem, iż lekceważę moich pacjentów. Próbuję zatem zadośćuczynić jemu i pozostałym, przyjmując kolejno pacjentów przez 6 godzin, bez chwili przerwy.
Wybija godzina 15.00. Od tego czasu, jak wygraża mi kodeks pracy, moje przebywanie w szpitalu staje się „samowolą pracowniczą”. Przyszła jednak jeszcze pani Janina, „tylko po receptę”. Co teraz? Przyjąć dodatkową osobę ryzykując, że na głodnego powiem jej coś, czego bym nie chciał, czy jednak skończyć pracę na dzisiaj i odwiedzić rodzinę w domu? Jeżeli wybiorę koniec pracy, to pani Janina będzie, delikatnie rzecz ujmując, dość niekontenta i nie omieszka mi tego dosadnie wyrazić. Może wobec tego przyjąć jednak ostatnią pacjentkę – rodzina zrozumie, przecież i tak zawsze wracam spóźniony…
W Polsce jest 137.581 zarejestrowanych lekarzy. Dla porównania w Niemczech jest ich 3 razy więcej, podczas gdy populacją różnimy się tylko dwukrotnie. Na każdego pacjenta nasz zachodni sąsiąd wydaje 3-krotnie więcej niż wynosi to w Polsce. Przestaje być zagadką, dlaczego tam czeka się na zabieg 2 miesiące, a u nas – 2 lata. Po prostu coraz bardziej brakuje rąk do pracy. Dlaczego na „froncie”, czyli na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, zawsze jest taka kolejka? Ponieważ często zdarza się sytuacja, że brakuje lekarza stacjonarnego na miejscu i pacjentów konsultuje jakiś „wolny” lekarz z innego oddziału. Gdyby lekarze w Polsce nie pracowali w kilku miejscach, pozwalali sobie na potrzebny, rozsądny wypoczynek po pracy zamiast pędzić do następnej przychodni, wtedy cały system rozsypałby się. Bardzo łatwo zapominamy o tym fakcie, wylewając swoje frustracje wraz z towarzyszami kolejkowej stagnacji. Warto czasem sobie pomyśleć, że dzięki tej godzinnej obsuwie jakiś inny pacjent mógł uzyskać pomoc. Może ta świadomość społecznej jedności uczyni przedłużanie biletu parkometrowego nieco mniej bolesną czynnością.